wtorek, 19 kwietnia 2016

Adios Amigos

Ostatni dzień w Hawanie, ostatni na Kubie spędziłyśmy spacerując niespiesznie po magicznym mieście, zaglądając do ulicznych galeryjek i sklepów z pamiątkami. Odwiedzałyśmy ponownie miejsca, które wyjątkowo nas urzekły. Szłyśmy wolno, rejestrując każdy szczegół i detal, by nie zapomnieć miasta, które ginie, więdnie jak przekwitnięty pąk róży. Dałyśmy się ponieść duchowi Hawany i subtelnie gubiłyśmy się w jej zakamarkach, nie chcąc się odnaleźć. 


Tego dnia pozbyłam się wszystkich długopisów z plecaka jakie miałam w tej podróży. W każdej uliczne, znajdował się chętny na długopis, tak niedostępny na wyspie towar. O długopisy prosiły nas dzieci, dorośli jak i starszy Pan z jednym zębem, którego śmiejące się oczy pamiętam do dziś. Radość z prezentu była tak ogromna, że żałowałam iż nie mam więcej piszących skarbów. Rozdałyśmy wszystkie.




Na Plaza de Armas przystanęłyśmy przy stanowisku z książkami. Piękne, pełne magii, historii i opowieści księgi poustawiane były w równych rzędach. Każda wyjątkowa, każda piękna niczym dzieło sztuki. Wzięłam do ręki jedną z nich, powąchałam stare, pożółkłe kartki, dotknęłam delikatnie misternie wykonanej skórzanej okładki i poczułam że cofam się w czasie. 

Moim oczom znów ukazała się Hawana w rozkwicie, bogata kamienica z pianinem, kwiaty w wazonach i biblioteczką z książkami takie jak ta. W wiklinowym fotelu, w białej sukience, przy stoliku siedzi dama popijając kawę z porcelanowej filiżanki i czyta książkę. Bryza z zatoki rozwiewa koronkowe firany w wielkich oknach, które tworzą magiczne światłocienie na kaflowej podłodze ...


Z ciężkim sercem pozostawiłam swoją wizję i wspaniały księgozbiór i ruszyłyśmy dalej.
I tak dotarłyśmy do starych, opuszczonych doków portowych, gdzie dawniej mieściły się  magazyny. Dziś ogromną halę wypełniała sztuka. Wielki surowy budynek wypełniony był dziełami wystawców, artystów, malarzy, rzeźbiarzy i różnego rękodzieła. Istny raj na ostatni dzień. Oglądałyśmy obrazy tak piękne i wyjątkowe, pełne kolorów, smutku, miłości i tęsknoty za wolnością. Dzieła te opowiadały więcej niż skryte relacje Kubańczyków. Krzyczały buntem. Kupiłyśmy jeden landszaft na pamiątkę, kilkanaście magnesów na lodówkę dla Przyjaciół, maskę, naszywki na plecaki oraz inne pamiątki by zawieźć odrobinę Kuby do domu. 



W industrialnym klimacie, upadającego portu był niewiarygodny nastrój. Surowe zaniedbane budynki przyciągały ludzi sztuki. Natchnienie wibrowało w powietrzu, a wena unosiła się nad brudna wodą, gotowa przysiąść każdemu na ramieniu. Zatrzymałyśmy się w portowej restauracji, która okazała się być niszowym browarem. Usiadłyśmy na zewnątrz, chłonąc ostatnie promienie kubańskiego słońca. Zamówiłyśmy piwo i podglądałyśmy Kubańczyków. Było to miejsce w którym można było się zatracić. I my zatraciłyśmy się tam na kilka godzin,  przestałyśmy zwracać uwagę na czas. Hawana nas wchłonęła. 




Kiedy słońce rozświetliło niebo, tworząc impresje na wodzie, małe chmury sennie sunęły po błękitnym niebie myślałyśmy, że nie może być piękniej. Jakże się myliłyśmy. Po kilku chwilach ciszę naszych rozmów przerwała muzyka. Stare, zmęczone doki rozbrzmiały energiczną salsą. Hawana żegnała nas tym co ma najpiękniejsze, uśmiechem Kubańczyków, słońcem i śpiewającą duszą, która wciąż tli się w zmęczonych fasadach kamienic. 


To był piękny dzień. Następnego ranka z okien samolotu patrzyłam na Hawanę, Kubę która oblana trzema kolorami turkusu oddalała się i znikała za chmurami. Zostawiłyśmy Wyspę być może na zawsze. Czułam niedosyt. Kuba nie dała się dotknąć przez cały czas naszego pobytu aż do ostatniego dnia. Przez prawie trzy tygodnie żyłyśmy w turystycznym kloszu, który ciężko było stłuc. Ostatniego dnia klosz ten sam popękał. Przez spękane szkło zobaczyłyśmy odrobinę prawdziwej Kuby. Taką będę ją pamiętać. Kubę uśmiechniętych, szczerych ludzi, których dusza tańczy pomimo zamknięcia w lazurowym więzieniu. Adios Amigos!