poniedziałek, 22 lutego 2010

Zagubieni w czasie

Sihanoukville okazało się dość sporym miastem, którego w ogóle nie poznałyśmy, bo nie przyjechałyśmy tu szukać miejskich atrakcji, a wręcz przeciwnie, od nich uciec. Mieszkałyśmy w hostelu prowadzonym przez grupę Europejczyków, kilka metrów od plaży. 

 
Sihanoukville

Wzdłuż wybrzeża poukładane były, jak kolorowe klocki lego, bary i restauracje. W dzień kusiły wystawionymi leżakami, wieczorem bambusowymi fotelami i barwnymi światłami neonów. Sihanoukville to miejsce idealne na trzy, cztery dni, jak dla nas. Spędzasz leniwie dni na plaży, patrząc bezmyślnie na piękną zatokę, z zarysowanymi na horyzoncie niewielkimi wysepkami. Przez trzy dni cierpliwie odmawiasz hordom sprzedawców, żebrzącym dzieciom i błagającym o dolara kalekom. Czy czwartego dnia by Ci się podobało, jeśli nie jesteś ciągłym imprezowiczem? Nie wiem (...)

Sihanoukville - Serendipity Beach
 
Sihanoukville - Serendipity Beach

W ciągu tych kilku dni, spotkałyśmy ludzi zagubionych w czasie. Zawieszonych pomiędzy błogą rzeczywistością a świadomą nieświadomością. Współcześni hipisi, których wiza już dawno wygasła, a oczy każdego wieczoru coraz bardziej bledną i szklą się, niczym w malarycznej gorączce. W dzień na plaży, wieczorami w barach unosi się słodkawy zapach marihuany.

Sihanokville zebrał w jedno miejsce grupę różnych ludzi. Dzisiejszych hipisów, którzy zbyt mocno wzięli sobie do serca hasło "chill out", backpackerów z brudnymi dredami i tysiącem bransoletek na każdej kończynie, bogatych turystów i tych średniaków takich jak my. Sihanokville otwarte jest na każdego, na każdego czeka i każdego przygarnie.

O tym co robiłyśmy w Sihanoukville, nie będę długo pisać, bo nic nie robiłyśmy. Dwa dni spędziłyśmy na plaży, sącząc niespiesznie kolorowe soki lub mrożoną kawę. Co jakiś czas, gdy robiło się zbyt gorąco, wskakiwałyśmy do chłodnej wody by pobaraszkować z falami. Ale co ja Was będę denerwować, gdy teraz jest Wam zimno i źle.Wieczorami, gdy wybrzeże mieniło się światełkami, które odbijając się w wodzie, tworzyły magiczne, kolorowe impresje, naszym głównym problemem była decyzja gdzie zjeść kolację i który bar wybrać by wypić piwo. Wszystkie były klimatyczne, w każdym były bambusowe, rozłożyste fotele, w których człowiek zapadał się jak w babciną pierzynę i po kilku piwach, nie mógł wstać.

 
Sihanoukville - Serendipity Beach
 
Sihanoukville - Serendipity Beach
  
Siedziałyśmy tak godzinami, patrząc na bajeczne zachody słońca i uśpione łódki, które jak duchy kołysały się leniwie kilka metrów od brzegu.

1 komentarz:

  1. Ja nie biore zadnego narkotyku a obecnie czuje sie zagubiona w czasie i beznadziejnie zdezorientowana z braku swiadomosci co tak naprawde sie dzieje.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń