Oj Azjo! Ukochana Azjo! Druga miłości mojego życia. Kocham Twoje czerwone drogi i soczyście zielone palmy. Kocham Twoje gorące serce, którego bicie czuję bosymi stopami. Zakochałam się w Twoim zapachu, dusznym od intensywności. Pokochałam od pierwszego wejrzenia Twoją piękną twarz, ogorzałą od słońca, z turkusowymi oczami i uśmiechem dla każdego Przybysza.
Kocham Cię Azjo za Twoje świątynie, za Twoje towarzystwo, za Twoje ananasy, banany i krewetki, największe na świecie. Kocham Cię miłością odwzajemnioną i dlatego wciąż się spotykamy.
W Azji wszystko jest piękne, z natury doskonałe. Niesamowite i nasycone zapachem i kolorami. Inaczej jest z jej mieszkańcami, czyli pięknie ale nie do końca. Azjaci zaczynają coś, tworzą, budują i pod sam koniec, zasypiają znużeni słońcem. Układają się w hamaku z błogim uśmiechem i odpływają bezwiednie w suchą krainę snów.
Piękne klimatyczne, ośrodki otaczają cię ciepłem i spokojnym nastrojem, a gdy wzejdzie słońce i jego blask zaleje pokój, nie rozumiem okien ubryzganych farbą i ruszających się kranów w pięknej łazience. Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem braku szacunku do matki ziemi i do jej pięknej córki - Azji. Śmieci porozrzucane na ulicach, są wyrzucane bez skrępowania z tuk-tuków, samochodów czy autobusów. Nie pojmuję wyrzucania "kiepów" z płynącej łódki, wprost do turkusowej wody. Nie godzę się na tysiące kolorowych reklamówek, latających jak złe duchy po polach, plażach i palmach.
Tutaj w Kepie wszystko wydaje się czystsze. Ulice są pozamiatane, z grubsza nie widać śmieci. Kiedy jednak spojrzysz głębiej, znów jest to samo. Woda przy brzegu jest aż czarna od brudu. Wystają stare, brudne szmaty, metalowe puszki, zgubione klapki. Mam jednak nadzieję, że Azjaci - ludzie żyjący i współżyjący z przyrodą, pochylą się kiedyś z pokorą by podnieść z rajskiej plaży skórkę od banana. Nie jestem przecież jakimś zagorzałym ekologiem, ale Azja jest zbyt piękna i wyjątkowa pod każdym względem. My ludzie jesteśmy tylko gośćmi, na jej pięknym terenie. W Azji rządzi przyroda, której należy się pokora i przede wszystkim szacunek.
Grzybek w Kep-ie
Od trzech dni jesteśmy w Kepie, o którym nieco świat zapomniał. Panuje tutaj tak niesamowity spokój, że pierwszego dnia czułam się nim nieco skrępowana. Nie ma tu barów, sklepów, sprzedawców i naganiaczy. W niektórych godzinach, nawet tuk-tuka trzeba poszukać. Kontrastem do tego "niczego" są wspaniałe, klimatyczne ośrodki i hotele. Wszystkie dziś wypełnione po brzegi turystami, choć każdy zabarykadował się w swoim świecie, bo nikogo nie widać. Mieszkamy pod Kep Moutain, jedynym problemem dnia jest czytać czy pisać. Bujamy się leniwie w hamaku, patrząc bezmyślnie na zatokę. Czasem ze snu budzi nas delikatne pacnięcie w głowę, roztańczonym na wietrze liściem bananowca. To może popływamy? A może coś zjemy? Najpiękniejsze dylematy świata!!! ;)
Marcia w stanie hipnozy ;)
Kep słynie przede wszystkim z upraw pieprzu i marketu krabów i krewetek. Wieczorami łączymy te dwie sławy w jedno i zamawiamy krewetki z zielonym pieprzem. Ogromne, brzydkie stwory, udekorowane gałązkami zielonego pieprzu, popijane zimnym piwem Angkor o różowym zachodzie słońca, rozpieszczają nasze dusze, do granic rozkoszy. Zatapiamy się w przyjemności chwili i poddajemy hipnotycznemu dźwiękowi fal.
Kep - Krab Market
Oj Azjo! Ukochana Azjo! Działasz na mnie jak narkotyk, bez którego nie mogę już żyć. Pamiętam pierwszą gościnę i kolejną i tę teraz, która jeszcze trwa. Pamiętam i nie zapomnę i po to jestem, by pisać o Tobie i do Ciebie! Pochłaniasz mnie całą. Zdobyłaś moje serce i duszę. Rozpieszczasz mnie przygodami, testujesz niepewnością, rozleniwiasz, kusisz jak kochanka zachodami słońca i bukietem orchidei, którymi obdarowujesz mnie codziennie. A ja muszę Cię zostawić, porzucić na rok. Nie płacz i nie czuj się zdradzona, bo już za rok, wrócę do Ciebie stęskniona, spragniona i zakochana jeszcze mocniej!
Kep ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz