Rozkoszowałyśmy się Hanoi przez dwa dni, chodząc leniwie wokół jeziora Hoàn Kiếm lub w jego okolicach. Degustowałyśmy jedzenie w przeróżnej postaci. Kilka razy w ciągu dnie robiłyśmy sobie przerwę na kawę. Wietnamczycy przyrządzają ją na tysiące sposobów, uwierzcie - każdy jest doskonały! Hanoi pachnie kawą i miałam wrażenie, że Miejscowi piją jej więcej niż osławionej zielonej herbaty.
W jednej z zatłoczonych kawiarenek, w której zamówiłyśmy "vietnamese coffee", najpierw podano nam zimną, zieloną herbatę dla oczyszczenia smaku, a dopiero później kawę. Była aż gęsta od lepkiego mleka, pachniała świeżo zmielonymi ziarnami a smakowała jak czekolada. Drugą tak doskonałą podano nam w zimnej Sapie.
Spacerując po Hanoi, gubiąc się w ciasnych, zatłoczonych uliczkach, w tak zwanym międzyczasie, robiłyśmy rezerwacje na wycieczki. Kiedy udało nam się coś załatwić, siadałyśmy z Miejscowymi by coś przekąsić lub napić się piwa za 70gr. Przez te dwa dni pobytu w Hanoi spotkałyśmy kilku Polaków, którzy tak jak my lgnęli do piwnego "trójkąta bermudzkiego". Dzieliliśmy się wrażeniami i pomysłami na dalszą podróż. Z zaciekawieniem i przyjemnością słuchałyśmy pary Wędrowców, która od kilku miesięcy podróżuje razem. Mieli w sobie dużo pozytywnej energii i niewiele planów na przyszłość. Byli w drodze ...
Włóczyłyśmy się po stolicy Wietnamu nie mogąc zmusić się do zwiedzania. Raz skręcałyśmy w lewo, raz w prawo, nie mając pojęcia gdzie zaprowadzi nas ciasna uliczka. W pierwszych dniach pobytu sprawnie zmagałyśmy się z lawirującymi skuterami i brakiem chodników. Najgorsze były popołudnia, kiedy miasto zalewała fala motorów, motocykli i skuterów. Powietrze gęstniało a wraz z nim atmosfera. Siadałyśmy wtedy w lokalu, przy skrzyżowaniu, obserwując niesamowicie kolorowe kaski kierowców. Każdy miał inny, często w tym samym kolorze i wzorze co siedzenie ukochanego jednośladu. Dominowała kratka burberry, ale były też paski, kropki, misie, kwiatuszki, hallo kitty i wiele wiele innych. Jednych kształt był klasyczny, czyli "kaskowy", inne przypominały kapelusze czy czapki. Panowie mieli bardziej wyważone wzory, kaski pań często pasowały do szpilek, w których prowadziły, lub do torebki, która wisiała na kierownicy. Drobne, filigranowe Wietnamki o twarzach dziewczynek poruszały się na skuterach, które również występowały we wszystkich kolorach z palety barw. Jeździły dużo i wszędzie, bo jak można chodzić na takich szczudłach, nie mam pojęcia ile centymetrów miały te obcasy. Wiem na pewno, że ja bym w tym daleko w nich nie zaszła.
wszechobecne jednoślady
Po jakimś czasie, gdy nasyciłyśmy się atmosferą - hałas, tłok, smog i dym zaczęły nam przeszkadzać. Dźwięk niemilknących klaksonów wwiercał się w mózg, powietrze dusiło i paliło w oczy. Nadszedł czas na zmiany i ruch. Jednego dnia zwiedziłyśmy więzienie, świątynię literatury i dom Wujaszka Ho Chi Minha, (który w tym czasie był u Wujka Lenina w Moskwie na liftingu i spa). Robiłyśmy to co tak lubimy - biegałyśmy po mieście z mapą w ręku...
Hoa Lo Prison - Hanoi Hilton
Văn Miếu, Temple of Literature, Hanoi
Hồ Chí Minh Mausoleum
Ho Chi Minh House, Hanoi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz