Nasza podróż do Kambodży wiodła przez Bangkok i bynajmniej nie było to zło konieczne.
Bangkok - miasto świateł, świątyń, tuk-tuków, zakupów i wolności jest miejscem obowiązkowym do zobaczenia, dla każdego Podróżnika. Jest Mekką turystów, jest schroniskiem dla każdego globtrotera, jest przewodnikiem-niezbędnikiem dla backpakerów. Bangkok jest rajem dla biednych i bogatych. Jest duszny, zabałaganiony, głośny i intensywny od wszystkiego. Bangkok powita każdego łańcuchem orchidei, rozpieści masażem zmęczone stopy, nakarmi każdego z dolarem w kieszeni.
Stolica Tajlandii sama w sobie jest esencją Azji. W samym mieście jest tak wiele rzeczy do zobaczenia, że z żalem się je opuszcza i wyrusza dalej. Dla nas była to już kolejna wizyta w stolicy Tajów. Podczas poprzednich zwiedziłyśmy Grand Palace i Wat Pho, czyli miejsca obowiązkowe. Uwierzcie! Nawet najtwardszemu z twardzieli, ugną się kolana i zmięknie serce od widoku czerwonych dachów, mozaikowych ścian i atmosfery panującej w tym kompleksie świątynnym. Tym razem postanowiłyśmy zwiedzić pominięte wcześniej cuda. Udałyśmy się promem na drugą stronę rzeki Chao Phraya, by zobaczyć jedną z najpiękniejszych i najstarszych świątyń Wat Arun, czyli Świątynię Jutrzenki. Wat Arun to przepiękna budowla, której konstrukcja bazuje na hindusko-buddyjskiej kosmologii. Główna wieża symbolizuje mityczną górę Meru (siedziba Bogów), a jej ozdobione kondygnacje reprezentują światy wewnątrz światów.
Wat Arun
Wat Arun zbudowana w stylu khmerskim, jest ozdobiona misterną mozaiką z porcelany. Zewnętrzne ściany strzegą rzędy demonów, ozdobionych porcelanowymi kwiatami. Ceramika, którą ozdobiona jest świątynia jest darem miejscowej ludności. Ten niekonwencjonalny materiał spowodował oszałamiający efekt i nadał"Jutrzence" wyjątkowy charakter.
Wat Arun
Do świątyni prowadzą strome schody, które są symbolem trudności osiągnięcia wyższego poziomu istnienia. Ja zdecydowanie go nie osiągnęłam, nie pokonałam schodów, mnie pokonał lęk wysokości. Przycupnęłam w cieniu mniejszego prangu, kiedy Marta dzielnie pokonywała mordercze schody i osiągała wyższy poziom. Wróciła upocona jak mysz i "duchowo ulepszona" ;-).
Olodum zdobywający symboliczną górę Meru - Wat Arun
Wat Arun jest cudem architektury. Misterna i wyniosła, elegancka i dumna konkuruje oszałamiającą urodą z okolicznym Grand Palace. Nie pytajcie mnie kto wygrywa w tym konkursie piękności. Gdybym była sędzią, "Jutrzenka" otrzymałaby tytuł Miss Gracji.
Następnego dnia udało nam się dotrzeć na Złotą Górę z Wat Saket, która kiedyś pełniła rolę krematorium dla najuboższych. Dziś na 76-metrowe wzgórze prowadzą schody z rzędami nagrobków i pomników. Z galerii Sanktuarium rozciąga się wspaniały widok na Wielki Pałac, Wat Arun i Wat Pho.
Widok z Wat Saket na Bangkok
Do lat 60-tych Złota Góra była jednym z najwyższych punktów Bangkoku. Dziś nowoczesne wieżowce na Sukhumvit Road, przerosły ją kilkakrotnie, ale i tak warto się tam wdrapać, by podziwiać widoki lub zawiesić własny dzwoneczek z modlitwą lub życzeniem.
Złota Góra
Lądując w Bangkoku, już na lotnisku zapiera ci dech w piersiach. Dosłownie! Upał w Bangkoku jest wyjątkowo trudny do wytrzymania. Miasto jest duszne. Powietrze stoi w miejscu. Ulice są zatłoczone i zakorkowane. Każdy por twojego ciała wydala litry potu. Nogi puchną, jakby ktoś je wychłostał bambusem. Nawet najwygodniejsze buty, zaczynają tam obcierać, bo całe ciało puchnie jak balon. Ale tylko w Bangkoku można poczuć się całkowicie wolnym. To miasto przyciąga jak magnes, uzależnia jak heroina.
Epicentrum życia Bangkoku jest Khao San Road i okoliczne uliczki. W dzień uśpione, spokojne i puste, nocą stają się ogromnym bazarem z setkami straganów. Gdy zajdzie słońce na Khao San Road spacerują tysiące ludzi, wszystkich nacji z całego świata. To tutaj ciągle jesteś spragniony i głodny. Zapachy cię oblepiają, wtapiają się w skórę, wszystko dookoła pachnie tak pysznie, że wciąż chce ci się jeść. Pad Thai z jajkiem, bez jajka, z kurczakiem, krewetkami, pyszne podroby grillowane na patykach czy kukurydza z masłem to dania, obok których my nigdy nie możemy przejść obojętnie.
Khao San Road
Bangkok pozwala zapomnieć o problemach, zagłusza muzyką, radością i otwartością wszystkie nieszczęścia. To miasto rozluźnia, łamie zasady, przełamuje lody. Pozwala się zapomnieć i zatracić. Tolerancyjnym okiem patrzy na każdego rodzaju wariatów, świrów, odmieńców i mniejszości. Bangkok przygarnia, daje nowe życie i nową tożsamość. W piątek jesteś Karolem, a w sobotę Karoliną z długimi rzęsami.
Pisząc o Bangkoku i Khao San Road nie mogę nie wspomnieć o zakupach, które w subtelny sposób uszczuplają twój budżet. Każdego wieczoru dźwigasz do hotelu kilkanaście reklamówek z koszulkami, butami, kadzidłami, bransoletkami, przyprawami, sosami i innymi gadżetami, którym nikt nie potrafi się oprzeć. Jeszcze kilka lat temu, robiąc zakupy na Khao San Road w dobrym tonie było się targować. Trzeba było negocjować cenę, odgrywając zawsze to samo przedstawienie. Miało to swój wyjątkowy urok. Dzisiaj Bangkok się zmienił, zmienił się Khao San Road. Tajowie sprawiają wrażenie zmęczonych i znudzonych. Stracili chęć obcowania z turystami. Pomimo tego, podczas pobyty w stolicy Tajlandii, nasze plecaki z każdą chwilą robią się coraz cięższe od upominków i pamiątek.
Khao San Road
Bangkok niezaprzeczalnie jest stolicą Azji. Jest wielkim transferowym hubem we wszystkie strony świata. Bangkok jest tak intensywny jak tajskie curry. Odurza zapachami, mami ferią barw, kusi grillowanymi sercami na patyku. Bangkok ugasi pragnienie świeżym sokiem z pomarańczy, nakarmi owocami z rajskiej wyspy, rozpieści zmysły sandałowym kadzidłem, podniesie ciśnienie podczas crazy drive tuk-tukiem przez miasto.
Grzybciu i Chang Beer ;-)
W Bangkoku warto spędzić nie tylko jedną noc ;)