Po powrocie znajomi pytali "jak było", odpowiadałam -"inaczej niż zwykle".
Czym różniła się ta podróż?
- Wszystkim.
Była to pierwsza podróż, o której nie napisałam ani słowa w moim zeszycie podróżnika. Nie mam ani jednego gotowego postu, wpisu, wspomnienia. Dlaczego? - nie potrafię odpowiedzieć. Byłam w raju Hemingwaya, który zużył całą wenę? Byłam w Kraju wspaniałych pisarzy, którzy uciekli, zmarli z wycieńczenia lub popełnili samobójstwo z powodów represji i nie napisałam nic?
Czy dlaczego? - nie wiem, do dziś.
Spacerowałyśmy po Havanie zatęchłej od rewolucji. Chłonęłyśmy miasto wszystkimi zmysłami, wciąż nie wierząc, że jesteśmy w Kraju Fidela. Niczym narkomanki szukałyśmy odpowiedzi na pytania. Wyostrzonym wzrokiem szukałyśmy słuszności biegu historii i wyboru tego hermetycznego kraju. Starałyśmy się zrozumieć sens izolacji i decyzji Fidela - "donde esta toda la historia" powiedział Fidel, czyli "historia mnie oceni". My, wtedy w tym momencie nie mogłyśmy jeszcze ocenić Fidela Castro.
Odwiedziłyśmy Muzeum Rewolucji, w którym opisów w języku angielskim jest jak na lekarstwo. Widziałyśmy czapkę Che, zdjęcia z gór Sierra Maestra i spodnie Fidela oraz jednostronną opowieść o tym jak tworzyła się rewolucja i wyzwoliła Kubę od dyktatury Batisty. Muzeum mieszczące się w pięknym budynku, sypało się jak reszta Havany.
Piękne, wyniosłe i wykwintne kolonialne kamienice Havany, które mijałyśmy po drodze padają niczym domki z kart. Misterne zdobienia, szykowne okna i witraże, zaniedbane, nie remontowane od lat mówią szeptem więcej o rewolucji niż archiwalne przemówienia Castro.
Wychodząc z Muzeum Rewolucji, usłyszałyśmy pytanie w języku polskim - "jesteście z Polski?" Odpowiedziałyśmy zaskoczone,- tak! Po czym usłyszałyśmy polską piosenkę śpiewaną głośno przez ochroniarza, wśród turystów z całego świata, tłumnie zwiedzających jedna z najważniejszych miejsc w stolicy. Niektórzy zatrzymali się nasłuchując. Z wrażenia nie pamiętam śpiewanego szlagieru, którego rytm pociągnęłam nieśmiało wraz z ochroniarzem. Gdy skończyliśmy, przedstawił się i dodał "Jestem z Przemyśla". Kilka minut urzeczone słuchałyśmy historii ochroniarza i jego wizycie w komunistycznej Polsce, w Przemyślu gdzie zakochał się w Joannie.
Odwiedziłyśmy Muzeum Rewolucji, w którym opisów w języku angielskim jest jak na lekarstwo. Widziałyśmy czapkę Che, zdjęcia z gór Sierra Maestra i spodnie Fidela oraz jednostronną opowieść o tym jak tworzyła się rewolucja i wyzwoliła Kubę od dyktatury Batisty. Muzeum mieszczące się w pięknym budynku, sypało się jak reszta Havany.
Piękne, wyniosłe i wykwintne kolonialne kamienice Havany, które mijałyśmy po drodze padają niczym domki z kart. Misterne zdobienia, szykowne okna i witraże, zaniedbane, nie remontowane od lat mówią szeptem więcej o rewolucji niż archiwalne przemówienia Castro.
Wychodząc z Muzeum Rewolucji, usłyszałyśmy pytanie w języku polskim - "jesteście z Polski?" Odpowiedziałyśmy zaskoczone,- tak! Po czym usłyszałyśmy polską piosenkę śpiewaną głośno przez ochroniarza, wśród turystów z całego świata, tłumnie zwiedzających jedna z najważniejszych miejsc w stolicy. Niektórzy zatrzymali się nasłuchując. Z wrażenia nie pamiętam śpiewanego szlagieru, którego rytm pociągnęłam nieśmiało wraz z ochroniarzem. Gdy skończyliśmy, przedstawił się i dodał "Jestem z Przemyśla". Kilka minut urzeczone słuchałyśmy historii ochroniarza i jego wizycie w komunistycznej Polsce, w Przemyślu gdzie zakochał się w Joannie.
Z Muzeum Rewolucji mapa poprowadziła nas na Malecon. Cały dzień padał deszcz. Przemoczone, skrywałyśmy się w pobliskich knajpach, sącząc mojito, czekałyśmy na słońce. Nie pojawiło się. Kiedy dotarłyśmy do Maleconu, droga była zamknięta z powodu nadchodzącego sztormu. Woda z oceanu wylewała się przez ulice, zalewając kilka przecznic w głąb miasta. Teren był ściśle strzeżony przez policję. Nie można było bliżej podejść. Ulice zalewały fale, studzienki wybijały, szłyśmy dalej pokonując potoki rwącej wody. Nałożyłyśmy kaptury i ruszyłyśmy w drogę powrotną do starej Havany. Mijałyśmy szkolne boiska i place, na których młodzi chłopcy grali "w nogę" zniszczonymi piłkami.
Brukowanymi uliczkami, dotarłyśmy do ulicy pełnej knajpek w której śpiewa serce Havany. Na małym placu usiadłam na ławce, żeby zapalić papierosa. Starszy pan z gitarą powiedział coś do mnie po hiszpańsku, nie zrozumiałam.
Zaczął grać .... zamknęłam oczy i poczułam Havanę, wiedziałam już że jestem na Kubie!
Brukowanymi uliczkami, dotarłyśmy do ulicy pełnej knajpek w której śpiewa serce Havany. Na małym placu usiadłam na ławce, żeby zapalić papierosa. Starszy pan z gitarą powiedział coś do mnie po hiszpańsku, nie zrozumiałam.
Zaczął grać .... zamknęłam oczy i poczułam Havanę, wiedziałam już że jestem na Kubie!
Havana - perła w koronie Królowej Karaibów czy miasto w ruinie?
tego dnia nie byłam jeszcze pewna i nie znałam odpowiedzi. Musiało minąć kilkanaście dni, musiałam tu wrócić, nim zrozumiałam, że Havana mogłaby być najpiękniejszym miastem na świecie gdyby nie rewolucja. Oczami wyobraźni widziałam najpiękniejsze miasto na globie - Havanę!
tego dnia nie byłam jeszcze pewna i nie znałam odpowiedzi. Musiało minąć kilkanaście dni, musiałam tu wrócić, nim zrozumiałam, że Havana mogłaby być najpiękniejszym miastem na świecie gdyby nie rewolucja. Oczami wyobraźni widziałam najpiękniejsze miasto na globie - Havanę!
"Zachód słońca na Kubie jest czymś niepowtarzalnym, szczególnie w Havanie, gdzie słońce spada do morza jak ogromna kula, podczas gdy wkoło wszystko zmienia się w jednym, krótkim misterium, w zapachu saletry, życia, tropiku. Fale, które dopływały mi do stóp, zostawiały na piasku złotą smugę."
- Reinaldo Arenas "Zanim zapadnia noc"
Wieczorem przestało padać, Havana otworzyła przed nami swoje serce i bary ... zamiast deszczu, lał się rum ....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz