wtorek, 20 stycznia 2009

Zapachy Świata

Świat jest jak książka kucharska. Każdy kraj jak inna potrawa. Podróżując poznajemy nie tylko obyczaje, kulturę i historię danego narodu, ale także kuchnię.


Każdy kraj ma swoją wizytówkę, najważniejszą budowlę, rzeźbę i oczywiście narodową potrawę. Wspominając nasze podróże, każda z nich kojarzy mi się z innym zapachem. Zdjęcia przywołują woń, którą zapamiętałam.

Lizbona pachniała ciastkami "pasteis de nata" i smażonymi kasztanami. Ten zapach unosił się wśród krętych uliczek i przebijał przez kłęby dymu w zatłoczonych kawiarenkach.

Zapachem Sri Lanki bez wątpienia są kwiatowe kadzidełka zmieszane z wszechobecną w potrawach kolendrą. Tajlandia pachnie białym ryżem i żółtym curry. Słodko i intesywnie.

Wspominając gorącą Brazylię na myśl przychodzi mi soczysty, cierpki i świeży zapach limonki i cukru trzcinowego. Gdy dodamy do tego zestawu jeszcze jeden składnik - "cachace" (wódka trzcinowa) i skruszony lód wyjdzie nam nic innego jak najsłynniejszy brazylijski drink, o pięknej nazwie "caipirinha". 

Jak pachniał Pekin ...? No cóż, powietrze w tym mieście nie jest zbyt świeże. Nie bez kozery nazywamy Pekin miastem smogu, ale nasze chińskie wspomnienia i przygody pachną zieloną jaśminową herbatą.


Nie pamiętam zapachu Singapuru, pewnie z powodu tej sterylnej atmosfery. Nasza wizyta w Mieście Lwa to przygoda z delfinami. Te wspaniałe stworzenia pachną oczywiście wodą i swoim przysmakiem, czyli rybkami.


Kuala Lumpur to niesamowita gama zapachów. Mieszanka orientalnych przypraw, orzeszków i świeżego mango. Zaduszone, gorące, tłoczne miasto w moich wspomnieniach pachnie urlopem i przygodą. Gdy wracam myślami do dni spędzonych w stolicy Malezji nie sposób zapomnieć słodkiej, mocnej kawy z lepkim mlekiem, która budziła nam zmysły każdego dnia. Podawana w małym kufelku z grubego szkła smakowała wyśmienicie.W naszym duecie podróżników to Olodum testuje wszystkie dziwne, egzotyczne potrawy. Nie straszne jej przysmaki o wyglądzie ptasich móżdżków.


Zawsze staramy się jeść to co jedzą miejscowi i wybieramy tylko te knajpki i bary, gdzie nie ma obrusów turystów i często menu nie jest w języku angielskim. Tym sposobem jedzenie to także przygoda. Często nie wiemy co się przed nami pojawi. Do dziś nie wiem co jadłam w Pekinie na patykach sprzedawanych na ulicy. Olodum najweselej wspomina śniadaniową potrawę z Salwadoru de Bahia, gdzie na talerzu podano jej sine mięsko, zalane kaszą manną na słono z trawiasto zielonym ostrym sosem. Cokolwiek to było - nie dało się zjeść. Gdy wracamy do domu po kilku tygodniach podróży, każda z nas marzy o smażonym kurczaku, ziemniaczkach i surowce z czerwonych buraczków, czyli o klasycznym polskim obiedzie.


Mijają tygodnie, żołądek wraca do normy po ostrych przyprawach i ponownie tęsknimy za orientalnymi potrawami. Niestety kaczka po pekińsku nigdzie nie smakuje lepiej niż w Pekinie. Tajskie curry najlepsze jest w Bangkoku, a zapach caipirinhy najpiękniejszy w Salwadorze. Świat pachnie i smakuje wybornie, dlatego ciągle chcemy go próbować, degustować, smakować i rozkoszować się w jego aromatach i daniach. Na jednym kontynencie widelcem i nożem, na innym łyżką, gdzieś jeszcze pałeczkami, ale zawsze z tym samym nosem, tak czułym na zapach podróży i przygody.


Olodum i Grzybek