poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Smocze łzy w Ha Long Bay

O zatoce Ha Long krążą legendy, nam najbardziej podoba się ta...

Dawno, dawno temu, w bajecznej krainie o nazwie Wietnam, w spokojnej zatoce Ha Long mieszkał potężny smok. Stworzenie choć ogromne i niebezpieczne, nie wadziło nikomu i żyło w zgodzie z mieszkańcami zatoki. Rybacy żartowali, że ich smok (bo tak go nazywali) żyje tylko pięknem, bo nie podjadał im trzody i nie polował w okolicznych lasach. A smok rzeczywiści kochał piękne widoki nad zatoką Ha Long. Uwielbiał jej spokojne wody, świeże powietrze, zieleń drzew i błękit nieba nad wzgórzami. Pewnego razu na Wietnam najechał wróg. Palono wioski, wycinano drzewa, zniszczono piękno wietnamskiej krainy. Spokój lazurowej wody Ha Long został zmącony. Złe wieści dotarły do smoka, wraz z zapachem wojny. Potężne cielsko wynurzyło się ze swej jaskini, by sprawdzić czy ptaki mówią prawdę. Gdy smok wzleciał w zamglone, smutne niebo i ujrzał zniszczone piękno swej krainy, wpadł w nieokiełznany szał i wielką rozpacz. Smocze serce pękło na widok trwającej bitwy, która zostawiała za sobą tylko pogorzelisko i śmierć. Lazurowa woda wypełniła się krwią, niebo poszarzało, drzewa płonęły, ptaki umilkły, a rybacy zginęli w walce.  Zrozpaczony smok w ogromnej złości, która przepełniła jego duszę, zaczął uderzać monstrualnym ogonem o spokojną niegdyś powierzchnię wody. Złowieszczy rytm zbudził zatokę. Z wody wypiętrzyły się ogromne skały, ostre jak kolce. Na koniec zapłakał, a łzy zamieniły się w lśniące perły i wpadły do wody. W taki sposób, w starciu wielkiej miłości do piękna i ogromnej rozpaczy, powstał jeden z najpiękniejszych cudów świata - zatoka Ha Long.

Zatoka Ha Long leżąca 164km od Hanoi, zajmuje około 1500 km² powierzchni, na której rozsianych jest 1900 skalistych wysp i wysepek. Wszystkie zostały policzone, a 989 z nich ma własną nazwę. Wewnątrz niektórych skał, kapiąca od wieków woda wyżłobiła bajecznie, piękne jaskinie. Z całą pewnością matka natura tutaj współpracowała z najlepszymi architektami. 


Zatokę Ha Long zamieszkuje około 300 szczęściarzy, mający ten widok na co dzień. Żyją na łodziach, bambusowych tratwach lub w "kartonowych" domkach, w wodnych wioskach. Mają elektryczność, telewizję, pływające sklepy oraz "happy room", czyli WC i każdego dnia piękny widok z tarasu.


O zatoce Ha Long krążą niestety nie tylko piękne legendy. To miejsce odwiedzane jest przez tysiące turystów z całego świata, ale też i dla Wietnamczyków jest celem podróży. Wpisana w 1994 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, zatoka Ha Long jest łakomym kąskiem dla globtroterów. Jest jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie. Wybierając się na wycieczkę do Ha Long Bay znałyśmy wszystkie straszne opowieści o braku jedzenia na łajbach, o złym stanie technicznym statków, o niesympatycznej obsłudze, o tłumach turystów i braku klimatu. Naszą wycieczkę kupiłyśmy w sprawdzonym biurze, (http://www.viettours365.com/) z rekomendacją za 120$ za 1 os. (+ dodatkowa noc na wyspie Cat Ba), a nie jak oferowali oszuści za 40$ za 1 os. Dla nas zmartwieniem i wielkim wyzwaniem, było uczestnictwo w zorganizowanym, grupowym wyjeździe. Próba czegoś podobnego, miała miejsce w Pekinie, podczas wycieczki na Wielki Mur. Niestety nie poszło nam najlepiej. Nastawiałyśmy się na ten wyjazd kilka dni, tłumacząc sobie, że coś za coś. Będziemy grzecznie szły gęsiego za kolorową chorągiewką naszego przewodnika, wraz z innymi "turistas" z całego świata, by tylko zobaczyć  to dzieło matki natury. 


Z Hanoi wyjechałyśmy  wcześnie rano. Droga do portu Ha Long trwała niewiele ponad 2 godziny. Jadąc mijałyśmy małe miasteczka i wioski o nastroju jak ze starych filmów. Wszędzie dookoła rozpościerały się pola ryżowe, a na nich pracowali ciężko Wietnamczycy w swoich spiczastych kapeluszach. Miałam wrażenie jakbym cofnęła się w czasie. Rozmyślałam ile ucierpiał ten kraj podczas wojny z Amerykanami, która w dzisiejszych czasach stałą się też towarem na sprzedaż, ale o tym później.

Podglądając rolników z okien jadącego autobusu, zauważyłam, że na wielu polach uprawnych stoją pojedyncze groby. Czasem było skupisko dwóch lub czterech, ale nie więcej. Nie znalazłyśmy żadnej informacji na ten temat w przewodniku, ale myślę że to rolnicy chcą być pochowani w swojej ziemi. Kiedy tylko wysiadłyśmy z autokaru, ujrzałyśmy tłum ludzi, setki kolorowych chorągiewek, usłyszałyśmy kakofonię języków świata oraz krzyki i nawoływania "porządkowych". To nie był turystyczny biznes, to była istna fabryka, maszyna czy taśma, po której płynęła fala kolejnego towaru do ometkowania. Gdy nasza grupa została podzielona według ilości wykupionych noclegów (my rozszerzyłyśmy nasz pakiet o dodatkową noc na wyspie Cat Ba), wręczono nam bilety i skierowano do portu. Pozwolicie, że nie będę opisywać co dokładnie się działo od wręczenia biletów do wejścia na małą łódkę, bo to może Was zniechęcić. Zatoka Ha Long jest jednym z piękniejszych miejsc świata, wartym tych przepychanek i nie zgadzam się z Autorem "Samsary", że jeden rzut oka  zupełnie wystarczy. My jak zwykle chciałyśmy więcej i dłużej. 


Z małej łódki wskoczyłyśmy sprawnie na naszą łajbę o urokliwej nazwie Asia Cruise. Plecaki zaniosłyśmy do do małej, przytulnej kajuty i szybko wspięłyśmy się na najwyższy pokład, by najlepiej widzieć. 

 
Po kilku minutach łódź odpaliła silniki i wolno płynęła przez krainę smoka. Wpływając w głąb zatoki widoki zapierały dech w piersiach. Skały tworzyły nieznane labirynty. Miałyśmy niesamowite szczęście, pogoda nam dopisała, widoczność była doskonała, od czasu do czasu rozpieszczało nas słońce. Rozsiane po wodach zatoki statki, wyglądały jak zbłąkane duchy. Łódź zacumowała przy jednej z setek skał. Czekała nas przygoda w jaskini smoka. Przesiadłyśmy się na małą łódź, by wpłynąć do wodnej wioski. Byłyśmy w odwiedzinach u smoka, w przepięknej jaskini Thien Cung, ale go nie zastałyśmy. 


Pływałyśmy kajakiem, pomiędzy statkami, wokół skalistych wysp. Na początku miałyśmy problem z skoordynowaniem wioseł, ale z każdą chwilą szło nam coraz lepiej. Podpływałyśmy do łodzi (lub czasem zderzałyśmy się z nimi niechcący), na których mieszkali rybacy z rodzinami. Pozdrawiali nas serdecznie, widząc jak niezdarnie mocujemy się z naszym czółnem. Kiedy ujarzmiłyśmy kajak, odpłynęłyśmy kawałek od zgiełku, wpłynęłyśmy w krainę baśni, która pieściła nasze oczy ... i serca. Siedząc w kajaku, pośród tych ogromnych skał, czułam się taka mała i nieistotna wobec praw natury. Czułam się jak intruz, który jest za brzydki by tutaj być. 


Na duży statek wróciłyśmy po kilku godzinach. Na dolnym pokładzie podano nam bogatą w potrawy i pyszną kolację. Po posiłku wszyscy uciekli na górny pokład, łódź płynęła powoli. Z każdą chwilą robiło się coraz ciszej. Panował niesamowity spokój. Wpływałyśmy w krainę magi i czarów, legend i duchów. Nie czułam strachu, szukałam smoka. Łódź kołysała się delikatnie na wietrze. Zachodzące słońce odbijało się w tafli wody. Wszystko dookoła nas było takie piękne, doskonałe, czarujące i bajeczne. Gdy zapadła noc, cisza otuliła nas spokojem. W ciemności majaczyły cienie skalistych wysp. W oddali migotały światła domków na wodzie, księżyc był tak jasny, jakby chciał konkurować ze słońcem. Zatoka Ha Long zbierała się do snu, a my wraz z nią. Wczesnym rankiem Ha Long Bay podarowała nam prezent. Widok, którego nigdy nie zapomnę, by opisać to, co zobaczyły nasze zaspane oczy, brakuje mi słów, więc lepiej zobaczcie sami.