piątek, 4 marca 2016

Havana


Po przespaniu ponad 15 godzin wyszłyśmy na miasto. Niebo nad Hawaną było ciężkie i szare, padał deszcz. Wypoczęte i ciekawe ruszyłyśmy z mapą w dłoniach, nie zważając na pogodę. Szłyśmy przez centrum Havany, by dotrzeć do Havana Vieja - najstarszej części miasta. Nie zważałyśmy na dziurawe chodniki, kałuże, połamane kafle i śmieci, wtedy nie czułam jeszcze smrodu. Szłyśmy przez stolicę Kuby i nie do końca mogłyśmy uwierzyć, że jesteśmy w tym miejscu, miejscu o którym tyle czytałyśmy, o którym marzyłyśmy. Mijały nas kolorowe zadbane i zdezelowane Chevrolety, Buicki, Cadillaki. Wszystko wydawało nam się nierealne, inne. Czas się zatrzymał również dla nas.



Po powrocie znajomi pytali "jak było", odpowiadałam -"inaczej niż zwykle". 
Czym różniła się ta podróż? 
- Wszystkim. 

Była to pierwsza podróż, o której nie napisałam ani słowa w moim zeszycie podróżnika. Nie mam ani jednego gotowego postu, wpisu, wspomnienia. Dlaczego? - nie potrafię odpowiedzieć. Byłam w raju Hemingwaya, który zużył całą wenę? Byłam w Kraju wspaniałych pisarzy, którzy uciekli, zmarli z wycieńczenia lub popełnili samobójstwo z powodów represji i nie napisałam nic?
Czy dlaczego? - nie wiem, do dziś.

Spacerowałyśmy po Havanie zatęchłej od rewolucji. Chłonęłyśmy miasto wszystkimi zmysłami, wciąż nie wierząc, że jesteśmy w Kraju Fidela. Niczym narkomanki szukałyśmy odpowiedzi na pytania. Wyostrzonym wzrokiem szukałyśmy słuszności biegu historii i wyboru tego hermetycznego kraju. Starałyśmy się zrozumieć sens izolacji i decyzji Fidela - "donde esta toda la historia" powiedział Fidel, czyli "historia mnie oceni". My, wtedy  w tym momencie nie mogłyśmy jeszcze ocenić Fidela Castro.





Odwiedziłyśmy Muzeum Rewolucji, w którym opisów w języku angielskim jest jak na lekarstwo. Widziałyśmy czapkę Che, zdjęcia z gór Sierra Maestra i spodnie Fidela oraz jednostronną opowieść o tym jak tworzyła się rewolucja i wyzwoliła Kubę od dyktatury Batisty. Muzeum mieszczące się w pięknym budynku, sypało się jak reszta Havany.


Piękne, wyniosłe i wykwintne kolonialne kamienice Havany, które mijałyśmy po drodze padają niczym domki z kart. Misterne zdobienia, szykowne okna i witraże, zaniedbane, nie remontowane od lat mówią szeptem więcej o rewolucji niż archiwalne przemówienia Castro.


Wychodząc z Muzeum Rewolucji, usłyszałyśmy pytanie w języku polskim - "jesteście z Polski?"  Odpowiedziałyśmy zaskoczone,- tak! Po czym usłyszałyśmy polską piosenkę śpiewaną głośno przez ochroniarza, wśród turystów z całego świata, tłumnie zwiedzających jedna z najważniejszych miejsc w stolicy. Niektórzy zatrzymali się nasłuchując. Z wrażenia nie pamiętam śpiewanego szlagieru, którego rytm pociągnęłam nieśmiało wraz z ochroniarzem. Gdy skończyliśmy, przedstawił się i dodał "Jestem z Przemyśla". Kilka minut urzeczone słuchałyśmy historii ochroniarza i jego wizycie w komunistycznej Polsce, w Przemyślu gdzie zakochał się w Joannie.

Z Muzeum Rewolucji mapa poprowadziła nas na Malecon. Cały dzień padał deszcz. Przemoczone, skrywałyśmy się w pobliskich knajpach, sącząc mojito, czekałyśmy na słońce. Nie pojawiło się. Kiedy dotarłyśmy do Maleconu, droga była zamknięta z powodu nadchodzącego sztormu. Woda z oceanu wylewała się przez ulice, zalewając kilka przecznic w głąb miasta. Teren był ściśle strzeżony przez policję. Nie można było bliżej podejść. Ulice zalewały fale, studzienki wybijały, szłyśmy dalej pokonując potoki rwącej wody. Nałożyłyśmy kaptury i ruszyłyśmy w drogę powrotną do starej Havany. Mijałyśmy szkolne boiska i place, na których młodzi chłopcy grali "w nogę" zniszczonymi piłkami.


Brukowanymi uliczkami, dotarłyśmy do ulicy pełnej knajpek w której śpiewa serce Havany. Na małym placu usiadłam na ławce, żeby zapalić papierosa. Starszy pan z gitarą powiedział coś do mnie po hiszpańsku, nie zrozumiałam.

Zaczął grać  .... zamknęłam oczy i poczułam Havanę, wiedziałam już że jestem na Kubie!

Havana - perła w koronie Królowej Karaibów czy miasto w ruinie?

tego dnia nie byłam jeszcze  pewna i nie znałam odpowiedzi. Musiało minąć kilkanaście dni, musiałam tu wrócić, nim zrozumiałam, że Havana  mogłaby być najpiękniejszym miastem na świecie gdyby nie rewolucja. Oczami wyobraźni widziałam najpiękniejsze miasto na globie - Havanę!

"Zachód słońca na Kubie jest czymś niepowtarzalnym, szczególnie w Havanie, gdzie słońce spada do morza jak ogromna kula, podczas gdy wkoło wszystko zmienia się w jednym, krótkim misterium, w zapachu saletry, życia, tropiku. Fale, które dopływały mi do stóp, zostawiały na piasku złotą smugę."

- Reinaldo Arenas "Zanim zapadnia noc"

Wieczorem przestało padać, Havana otworzyła przed nami swoje serce i bary ... zamiast deszczu, lał się rum ....






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz