wtorek, 12 stycznia 2010

Duchy przeszłości

14.11.2009
Sobotni dzień, pierwszy w Kambodży spędziłyśmy na spotkaniu z historią.  Niestety smutną historią. Wczesnym rankiem wynajęłyśmy tuk-tuka by pojechać na Pola Śmierci - Killing Fields, oddalone od miasta kilkanaście kilometrów. Pola Śmierci to teren dawnego chińskiego cmentarza, który w czasach reżimu Pol Pota był miejscem masowych morderstw khmerskiej ludności. Kilka razy w tygodniu przywożono tam ludzi w jednym celu - by ich zabić. Zabijano natychmiast, tuż po wyjściu z ciężarówki. Czerwoni Khmerzy nie używali broni do zabijania, by oszczędzać kule. Mordowali z zimną krwią, masakrując ludzkie głowy. Na jednym z drzew wisiał głośnik, który zagłuszał krzyki katowanych ludzi. Na Polach Śmierci zabijano wszystkich, mężczyzn, kobiety i dzieci. Jedno z drzew było specjalne, przeznaczone tylko do mordowania dzieci. O jego pień żołnierze Pol Pota roztrzaskiwali dziecięce główki.
Dziś Pola Śmierci porośnięte są soczystą zielenią. Masowe groby z setkami zwłok niewinnych ludzi, porosła świeża trawa. Idziesz wydeptanymi, wąskimi ścieżkami, ostrożnie by nie nadepnąć wystających z ziemi resztek ubrań zabitych ludzi. Nie możesz uwierzyć, ale Oni naprawdę tam są. Pochowani głęboko, uśpieni na zawsze, zabici za nic. Tysiące ludzi wrzuconych niedbale w mokrą ziemię. Zakopani by więcej nie krzyknąć. Powietrze ma kwaśny zapach stęchlizny.
W niewielkim muzeum oglądamy krótki film o odkryciu tego miejsca. Na sali panuje grobowa cisza. Para starszych ludzi nie ukrywa wzruszenia. Na ekranie tysiące czaszek, drobnych kości oblepionych czerwonym błotem.
Zaraz za główną bramą, wyrasta wielka biała stupa. Z daleka wygląda jak inne. Dopiero podchodząc bliżej widzimy, że wypełniona jest ludzkimi czaszkami. Podzielona na półki. Kobiety 20-40 lat, mężczyźni 30-60 lat.Wielka piramida cierpienia, postawiona by pamiętać, nie zapomnieć i nigdy więcej do tego nie dopuścić.
Wszystko zaczęło się w 1975 r., kiedy Czerwoni Khmerzy opanowali państwo. Rozpoczął się rok 0 - nowa historia rewolucyjnej Kampuczy. Na czele "nowego" państwa, fanatycznego reżimu stanął Pol Pot (Saloth Sar). Człowiek będący w młodości mnichem buddyjskim, który ukończył francuską Sorbonę, przez kilka lat zdusił ducha swojego kraju, zmiażdżył serce Kambodży, zmazał khmerski uśmiech z ludzkich twarzy i zabił 1/3 ludności.
W czasach rządów Pol Pota zakazane było dosłownie wszystko. Przede wszystkim pielęgnowanie tradycji, wyznawanie religii i czytanie książek. W roku 0 miejska ludność była masowo wysiedlana na wiejskie tereny i zmuszana do ciężkiej pracy. Ci którzy, nie chcieli opuścić swoich domów byli zabijani na miejscu. Chora ideologia Pol Pota miała przede wszystkim wyniszczyć intelektualistów, lekarzy i ludzi wykształconych. Obywateli noszących okulary zabijano. Reszta społeczeństwa pracowała ciężko w okrutnych warunkach za miskę ryżu. Kambodża umierała, gasła w zastraszającym tempie. Ludzie umierali z głodu i chorób. Inni ze strachu, by przeżyć przyłączali się do Czerwonych Khmerów, ślepo wierząc, że jest to jedyne wyjście.
W Phnom Penh w jednym z liceów przy ulicy Tuol Sleng, Pol Pot stworzył jedno z najokrutniejszych więzień w historii. Tysiące kobiet i mężczyzn było tam torturowanych i w brutalny sposób zmuszanych do nieprawdziwych zeznań. Liceum - więzienie, czyli S-21, było naszą kolejną lekcją historii. Ciasne, ciemne cele, narzędzia tortur, tysiące zdjęć niewinnych ludzi, katowanych z zimną krwią w imię rewolucji.

Tuol Sleng S-21, Phnom Penh

Z całego dnia mamy tylko dwa zdjęcia - dwie fotografie budynku liceum. Ani na Polach Śmierci, ani w S-21 nie byłyśmy w stanie fotografować dowodów tych strasznych zbrodni. Nie możemy zrozumieć ludzi, którzy biegali z aparatami i kamerami, uwieczniając wszystko jak szczęśliwe chwile z urlopu nad morzem.

Tuol Sleng S-21, Phnom Penh

Przy stupie czaszek na Polach Śmierci, jedna z turystek poprosiła Martę, by zrobiła jej zdjęcie na tle "czaszkowej piramidy". Marta spytała cynicznie "Are you sure?". Dziewczyna odpowiedziała głupim uśmiechem. Zdjęcie zrobione, turystka szczęśliwa, my zniesmaczone.
"Wyzwolenie" Khmerów przyszło od sąsiedniego Wietnamu w 1979 r. Pol Pot uciekł do dżungli, przy granicy z Tajlandią i tam po kilkunastu latach zmarł śmiercią naturalną, nie ponosząc żadnych konsekwencji swoich krwawych rządów.
Kiedy 02 listopada 1979 r., dziennikarz Tiziano Tarzani przybył na granicę tajlandzko - kambodżańską, usłyszał od tajskiego żołnierza: "podążaj za smrodem trupów, a trafisz do Kambodży". Wtedy Kambodża była jednym, wielkim cmentarzem. Ludzie umierali przy drogach, na polach, w prowizorycznych chatkach. Umarła kultura, duchowość, wiara i uśmiech. Pol Pot zabił wszystko, co w jego kraju było najpiękniejsze. Dziś podróżując po czerwonych drogach Kambodży, poznajemy kraj odrodzony, soczysty i kolorowy. Spotykamy ludzi szczerych, ciepłych i uśmiechniętych. Drogi są czerwone, jakby wsiąkła w nie krew historii, ale przyroda, miasta i wioski tętnią życiem i świeżością.  Dziś Kambodża pachnie egzotycznymi kwiatami, słodkimi owocami i świeżą bagietką.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz