niedziela, 13 września 2015

Na piasku Świata

Gdy dotarłyśmy do Mui Ne okazało się, że nasz hotel jest resortem pełnym Rosjan, serwującym średnie jedzenie i mieści się nie w Mui Ne, lecz w oddalonym o ponad 10 km Hon Rom. Przez zmęczenie podróżą nieco spanikowałyśmy, jak się okazało niebawem, niesłusznie. Największym problemem było jedzenie czyli turystyczno-wietnamska niezbyt świeża mieszanka serwowana przez obsługę hotelu. Szybko wyszłyśmy z okowy resortu w poszukiwaniu lokalnych smakołyków. Znalazłyśmy miejscowe specjały, świeże owoce oraz tanie piwo kilka metrów od hotelu. 


Mieszkańcy wioski powitali nas nieśmiało i nieufnie. Byłyśmy w centrum zainteresowania, co niewątpliwie dowodziło, że inni turyści nie wyściubiają nosa z hoteli zbyt często. Podejście mieszkańców wioski zmieniło się diametralnie już przy drugiej wizycie. Byłyśmy witane nie tylko uśmiechem. Kierownik sklepu z piwem machał do nas żywo jadąc skuterem. Dzieci obsiadywały nas jak muchy słodką bułkę. Odkryłyśmy również lokalny autobus numer jeden, który łączył nas ze światem (Mui Ne), w niecałe 30 minut. Byłyśmy uratowane  i w swoim żywiole. Jadłyśmy lokalne gofry z kiełbasą, pasztetem i jajkiem przepiórczym, banany wielkości kciuka - najlepsze na świecie i jeździłyśmy do miasta lokalnym autobusem - pełnia szczęścia!



W Hon Rom przez kilka dni nie działo się nic. Co rano męczyłyśmy hotelowe śniadanie, walczyłyśmy o wolne leżaki niczym lwy morskie. Czytałyśmy książki i ładowałyśmy baterie.
Przyszedł czas na zerwanie z nudą i zwiedzanie białych i czerwonych wydm (tudzież żółtych, w zależności od pory roku), pereł tej okolicy. 

Najpierw zatrzymałyśmy się w wiosce rybackiej. Morze utkane było rybackimi łodziami i błękitnymi baliami niczym ślubna suknia cekinami. Panował hipnotyczny spokój. Ludzie byli spokojni, zajęci swoją pracą. Nikt nie zwracał na nas uwagi. Byłyśmy obok a jakby nas nie było. 





Pierwsze ujrzałyśmy Białe Wydmy. Usypane i rzeźbione przez wiatr nad Białym Jeziorem. Tu artystą była natura. Niczym Michał Anioł rzeźbiła piaskiem dzieła, które po kilku minutach smagane wiatrem jak dłutem, zmieniały swoją formę. Miejsce to było przepiękne, wydawało się nietknięte, naturalne i wyjątkowe. Magię rozproszył dźwięk wszechobecnych do wynajęcia gokardów. Wiatr przyniósł smród spalin a ciszę rozdarło wycie silników prostej konstrukcji. Najpierw poczułam smutek, potem złość. Miejsce tak piękne, niczym Kaplica Sykstyńska Natury, zostało zbeszczeszczone przez turystyczne atrakcje. Magiczna cisza umarła niezauważona. Wiatr pełen złości smagnął nas ostro piaskiem po twarzach. Szukałyśmy miejsca z dala od turystycznych atrakcji oraz szlaków piaskowych gokardów. Nasze stopy zostawiały ślady na nietkniętym piasku. Wystarczyło się obrócić, a wiatr zacierał znaki naszej obecności, jakby chciał ukryć tę wizytę przed innymi. Białe Jezioro - Jezioro Lotosa mieniło się w słońcu niczym kryształowe lustro. Dookoła nie było nikogo, tylko my, piasek i wiatr. Rozpostarłam ramiona, skierowałam twarz w słońce i krzyknęłam z całych sił "ŚWIAT JEST TAKI PIĘKNY". Mój głos porwał wiatr wraz z milionami ziaren białego piasku.





Na żółte wydmy (zwane czerwonymi w porze deszczowej) dotarłyśmy tuż przed zachodem słońca. Mniejsze od białych, znajdowały się bliżej miasta i tonęły w śmieciach. Tłum turystów okupował najwyższą wydmę w oczekiwaniu na zachód słońca. Również i tym razem, wybrałyśmy boczną ścieżkę, by z innego, pustego miejsca obserwować jak wielka pomarańczowa kula, oblewa wydmy swoim blaskiem, podkreślając ich barwę niczym makijaż. 



Tuż nieopodal nas, niespełna roczny chłopiec z zapałem wspinał się na wydmę, rozsypując pomarańczowy piasek małymi stópkami, niczym w gigantycznej piaskownicy. Kiedy słońce uciekło zawstydzone, my wsiadłyśmy do autobusu numer 1 i odjechałyśmy do swego hotelu.

2 komentarze:

  1. Oliwia, Marta
    Brawo dziewczyny .... piszcie książki i przypominajcie innym, co znaczy odkrywać świat i siebie w nim na nowo
    ściskam gorąco i strasznie zazdroszczę
    Igor (Grzybek wie który :) )

    OdpowiedzUsuń
  2. Igor, dziękujemy; Piszemy głównie dla siebie, by pamiętać, na starość, na Alzheimer-a, mimo to zawsze budujące jest, że Ktoś nas czyta. Świat jest otwarty, odpalaj motor i w drogę ... szeroką drogę!

    OdpowiedzUsuń