piątek, 12 grudnia 2008

Nietoperze i obrażony Lankijczyk

06.11.2006 Jak każdego dnia na tej wspaniałej wyspie, rozpoczęłyśmy poranek od dzbanka świeżej herbaty i wspaniałego śniadania. Sunil przyjechał po nas o 9.00 i pojechaliśmy do Sigiriyi. W Anuradapurze zwiedziliśmy jeszcze piękną świątynię, wykutą w skale ISURUMUNI VIHARAYA. Klimatem przypominała budowle w Nepalu. Patrząc na nią można było się przenieść do innego świata. I tu właśnie spotkałyśmy pana Lankijczyka, który przez przypadek powiedział nam kilka ciekawych historii a póżniej się obraził (dosłownie).

W świątyni ogromne wrażenie zrobila na mnie wielka figura leżącego Buddy. A tak na prawdę umierającego Buddy. Półprzymknięte powieki i stopy nierówno złożone oraz uśmiech na twarzy oznaczają -umierającego. Budda cieszy się, że opuszcza ten świat by odrodzić się na nowo.Wyznawcy Buddy wierzą w reinkarnację!

Jak wcześniej dyskretnie i cichutko ujęłyśmy Pana Buddę w kilku kadrach i pozwoliłyśmy mu spokojnie umierać.

Wychodząc ze świątyni, tuż na prawo, w skalnej szczelinie spotkałyśmy setki piszczących, szeleszczących małych nietoperzy krwiopijców. Widok był oszałamiający choć nie mogłam się wyzbyć lekkiego uczucia strachu.

Na Sri Lance występują 2 rodzaje nietoperzy: małe-krwiopijcy (atakują na szczęście tylko zwierzęta) i duże-fruit bats, które żywią się jedynie owocami, w dzień wiszą na drzewach, nawet w zatłoczonym mieście. Ich widok po zachodzie słońca, gdy zapada zmrok i dla nich zaczyna się życie jest przerażający. Piszczą "złowrogo", latają stadami. Są trzykrotnie większe od polskich gacków!!! Aaa

Wychodząc z audiencji u Pana Buddy, pożegnałyśmy się grzecznie z rozgadanym Lankijczykiem, który to proponował nam oprowadzenie po świątyni i kilka opowieści. Zdecydowanie lecz grzecznie powiedziałyśmy mu, że chcemy zostać same. Lankijczyk-przewodnik-naciągacz tak bardzo się zaindyczył słysząc odmowę, że jego warkot i prychanie, słyszałyśmy jeszcze przez kilka metrów. Dalszą częśc kompleksu świątynnego , zwiedziłyśmy w spokoju, urzeczone panoramą rozciągającą się za szczytu skały.

UMIERAJĄCY BUDDA...

OTO ISURUMUNI VIHARAYA

NIEWIELKA DAGOBA W ŚWIĄTYNNYM KOMPLEKSIE!

W drodze do Sigiriyi, Sunil zabrał nas w odwiedziny do swoich Przyjaciół-rodziny mieszkającej na wsi, zajmującej się rękodziełem o magicznej nazwie BATIK.

Batik jest to sposób barwienia płótna w różne wzory za pomocą parafiny i naturalnych barwników. Poznałyśmy szczegółowy proces tworzenia batiku, widziałyśmy krok po kroku coraz bardziej kolorowego słonia, który to póżniej musi się taplać kilka dni, w spacjalnych kadziach z gorącą wodą, aż stanie się wspaniałym rękodziełem. W sklepie rodzinnym ilość, jakośc i różnorodność familijnych dzieł niewątpliwie nas zachwyciła. Z trudem dokonałyśmy wyboru i zakupiłyśmy, za dużą kwotę, mały kawałek płótna z pomarańczowym słoniem. Po transacji, usiedliśmy wszyscy pod bogatym w owoce drzewem mango i wypiliśmy po filiżance herbaty.

Miejscem naszego spoczynku w Sigiriyi był SERENDIPITY RESORT. Wspaniałe miejsce, w sercu lankijskiej dżunglii, nad jeziorem z widokiem na słynną LION ROCK!

Wieczorna kolacja w Serendipity, klimatem przypominała ujęcia z filmów podróżniczych. Drewniana wiata, żółte, ciemne światło, padający deszcz i roślinność. Tak bujna, zielona, gęsta i zamieszkała przez tysiące żyjących istot.

Gdy wyszłyśmy z naszego klimatycznego domku, wśród ciemności rozległ się dżwięk buddyjskich mantr, dochodzący z pobliskiej świątyni. W kilka chwil póżniej konkurencję mnichom, zrobiły kraby i inne nocne stworzenia, grając, świerszcząc na czym się dało.

By opisać wrażenie brak mi słów. Wszystko co przychodzi mi do głowy, wydaje się zbyt banalne. Był to jeden ze wspaniałych wieczorów na wyspie, podczas którego czułam się spełniona i szczęśliwa i nie chciałam by nastał dzień, cichszy niż ta noc...

BATIK...

NAJMŁODSZY CZŁONEK BATIKOWEJ RODZINY..

-GRZYBEK!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz