piątek, 12 grudnia 2008

W poszukiwaniu herbaty...!

10.11.06 obudzone słońcem, postanowiłyśmy spędzić cały dzień na upragnionych zakupach, zwiedzając miasto i jedną z najważniejszych świątyń na całej wyspie GOLDEN TOOTH TEMPLE!

Spacerkiem, pełne wigoru i energii, ruszyłyśmy w dół do miasta. Zatłoczone, pełne spalin i dźwięku klaksonów ulice doprowadziły nas do świątyni. I ta jedna z najważniejszych, w której ukryty jest bezcenny relikt - ząb Buddy, okazała się piękną lecz nie tak magiczną jak widziane przez nas wceśniej.Częściowo odbudowana po ataku terrorystycznym w roku 1998, nie skrywa w swych murach atmosfery mistyki buddyjskiej religii. Zwiedziłyśmy świątynię, mijając tłumy wiernych, przybywających z odległych rejonów wyspy, wiernych chcących oddać cześć najważniejszej relikwii żyjących. Na dziedzińcu świątyni spotkałyśmy pana słonia w drodze na spacer. Słoń jako święte zwierzę jest jednym z mieszkańców kompleksu świątynnego! haha hihi

GOLDEN TOOTH TEMPLE... I PAN SŁOŃ!

DZIEDZINIEC ŚWIĄTYNNY...

GOLDEN TOOTH TEMPLE!

Weszłyśmy w głąb miasta w poszukiwaniu herbaty i lankijskich pamiątek. Poruszanie się po zatłoczonych i zadymionych ulicach, nie sprawiało nam żadnej przyjemności. Witryny sklepowe nie kusiły ciekawymi artykułami a chaos i dym coraz bardziej przeszkadzał w spacerze. Byłam zmęczona tłumem i zgiełkiem. Cudem udało nam się znaleźć sklep z herbatą, gdzie obkupiłyśmy siebie i naszych Przyjaciół. W drodze powrotnej natrafiłyśmy na zwyczajny, niepospolity tutaj supermarket. Kupiłyśmy wiele różnorakich przypraw po niewielkiej cenie, czerwone banany ( występujące TYLKO w rejonie Kandy) chmm ... pycha język2 język2 i kilka podstawowych artykułów.

Zwiedziłyśmy bardzo dokładnie supermarketową półkę z herbatą, która okazała się być lepiej wyposażona niż sklep herbaciany. Zadowolone, wróciłyśmy do hostelu by wieczorem jechać na pokaz tradycyjnego tańca Kandy Dance!

Popołudniami w Kandy zaczynało padać i tak lało przez 3/4 nocy. W ulewnym deszczu dotarłyśmy do centrum kultury, w którym miało się odbyć przedstawienie. Miejsce okazało się ni to teatrem, ni to salą kinową. Pośrodku znajdowała się zniszczona, zaniedbana scena z ciężkimi od kurzu kotarami. Krzesła różne, drewniane, plastikowe poustawiane były na styl kinowych foteli europejskich czyli w rzędach, przed sceną. Z otrzymanego przy wejściu programu przedstawienia, dowiedziałyśmy się, że obejrzymy kilka rodzajów tańca regionalnego i że wysłuchamy hymnu Sri Lanki! Kolorowe, egzotyczne stroje, pełna przepychu biżuteria - to wszystko pomieszane z dźwiękiem bębnów i energicznych skoków dawało duży efekt! Największe wrażenie zrobił na mnie taniec kobiet w regionalnych strojach z lampionami w dłoniach. W trakcie tego tańca sala była zaciemniona, zgaszono światła a tańczące lampiony wirowały i migały w oczach wielu zebranych w tym miejscu turystów. Kobiety, zwinnie i lekko poruszały dłońmi, tworząc w ten sposób magiczne ruchy w rytm bębnów i dzwonków, na których grali mężczyźni. Podczas hymnu narodowego, wszyscy wstali by oddać szacunek temu gościnnemu krajowi. Ostatnim etapem przedstawienia był taniec z ogniem. Panowie lizali ogień, smagali się nim i spacerowali po rozżarzonych węglach. Tego typu pokazy nigdy nie robiły na mnie wrażenia. Podsumowując, podobało mi się, choć było to typowo turystyczne przedstawienie.

Gdy wyszłyśmy deszcz lał niemiłosiernie, było ciemno i wszystkie mikrobusy, zaparkowane pod centrum kultury, wydawały nam się takie same. Nie mogłyśmy rozpoznać naszego. W ciągu kilkunastu minut wszyscy zniknęli ...

Zostałyśmy same, nie bardzo wiedząc co robić. Chciałyśmy ufać naszemu panu z hostelu, ale wątpliwości atakowały nas z upływem każdej minuty. Podjęłyśmy decyzję, że dajemy mu 5 minut i jeśli nie przyjedzie, wynajmujemy tuk - tuka, który na szczęście wciąż tam stał. Nie było jednak takiej potrzeby bo za chwilę pojawił się nasz kierowca przepraszając za spóźnienie z powodu korków na mieście. Całkiem suche wróciłyśmy do pokoju. Podczas kolacji ustaliłyśmy cenę transportu do Pinnaweli z szefem naszego hostelu. Zasnęłyśmy nie zdając sobie sprawy z wrażeń jakie czekały nas następnego dnia ...

-GRZYBEK!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz