piątek, 12 grudnia 2008

Terapia wstrząsowa ;-)

Skała Lion Rock otoczona jest licznymi basenami, kanałami nawadniającymi i pięknymi ogrodami. Tutaj rozpoczęła się nasza przygoda. Spokojne, szczęśliwe, zauroczone okolicą, podążałyśmy kamiennymi schodami ku górze. Mijałyśmy skalne groty, wspaniałą roślinność i wiele bezdomnych psów.

Czym wyżej, tym widoki były piękniejsze. Nasze aparaty nie miały chwili wytchnienia. Oszołomione pięknem, wspinałyśmy się coraz wyżej. Przed nami znajdowała się jaskinia, której ściany zdobią wspaniałe freski sprzed tysiąca lat. I tu miałam pierwszą próbę charakteru. Do freskowej jaskini prowadziły już nie kamienne, solidne schody lecz spiralne, kręcone, metalowe, wiszące w powietrzu. Panował uciążliwy upał, słońce grzało niemiłosiernie. Na widok schodów zrobiło mi się słabo. Zniknął uśmiech na twarzy i zgasł zapał. Mój lęk wysokości, uśpiony wcześniej rozbudził się na dobre! Nogi trzęsły mi się okropnie, drżało mi całe ciało ale szłam dzielnie, niestety nie patrząc już na otaczające nas, coraz piękniejsze krajobrazy.

Od jaskini z freskami droga stawała się coraz trudniejsza. Prowizoryczne zabezpieczenia nad przepaścią nie dawały mi ani odrobiny poczucia bezpieczeństwa. Dotarłyśmy do "stóp lwa". W faktycznie, wykutych w kamieniu łapach lwa znajdowały się kolejne schody, prowadzące dalej w górę... na szczyt.

OTO LION ROCK!

WIDOK Z GÓRY NA OGRODY, BASENY I KANAŁY NAWADNIAJĄCE

"ŁAPY LWA" - połowa drogi na szczyt...

Na tym etapie mój lęk był na poziomie paniki! Schodki były baaardzo wąskie i krótkie, prowadziły po zboczu skały. Byłam przerażona. W głowie miałam tylko jedną myśl, niech się to już skończy...

To był najgorszy odcinek wspinaczki. Słyszałam tylko swoje oszalałe ze strachu serce, drżał mi każdy fragment ciała. Lęk zagłuszał bezsensowne opowiastki Olodum, mające na celu zajęcie moich myśli czymś innym niż lęk. Byłam wyczerpana, czułam że stąpam w powietrzu i bynajmniej nie było to przyjemne. Ostatni fragment, już kamiennych schodków, pokonałam na czworaka...

Panarama okolicy ze szczytu skały znów odebrała nam dech. Widok był oszałamiający. Dumna z siebie i już spokojniejsza (stąpałam po płaskiej powierzchni), podziwiałam ruiny pałacu i piękny basen królewski, do którego woda dostarczana jest z kanałów nawadniających. Spacerowałyśmy na szczycie, upajając się bogactwem natury i ciszą, zakłócaną co jakiś czas przez jedynych mieszkańców tego miejsca - małpy!

DOKONAŁAM!!!

KRÓLEWSKI BASEN

RUINY PAŁACU ZŁEGO KSIĘCIA!

Po kilku minutach odpoczynku zaczęłyśmy szukać drogi powrotnej czyli zejścia. Byłam pewna, choć nie wiem dlaczego, że szlak w dól jest po przeciwnej stronie niż wejście. Liczyłam, że droga powrotna będzie łagodniejsza. Krążąc wokół, szybko zdałyśmy sobie sprawę, że zejście jest tą samą drogą, która przywiodła nas tutaj. Mój lęk sięgnął zenitu. Byłam załamana i zrozpaczona. Znajdowałam się na szczycie skały, z której nie było innej drogi w dól, ku płaskiej powierzchni, ku dolinie...

Rozpłakałam się. Powrót okazał się jednak dużo łatwiejszy niż wejscie. Choć szłam jak ślepiec, prowadzony przez Olodum. Nie podziwiałam widoków, nic nie miało dla mnie znaczenia. Patrzyłam oślim wzrokiem na buty idącej przede mną Olodum, "patrz tylko na buty, tylko na buty", powtarzałam sobie. Dotarłam na dól mokra od potu z drżącymi od napięcia mięśniami i z uczuciem ... szczęścia! Osiągnęłam coś niemożliwego! Pokonałam swó lęk!

Ogrom satysfakcji jaki czułam na dole, patrząc na potężną skałę był nie do opisania!

Dziękuję OLODUM za cierpliwość, opiekę, wyrozumiałośc i wsparcie. Bez Ciebie nie dałabym rady! Jesteś wielka! Idż na psychologię!!! Cha cha cha! żaba

-GRZYBEK!

MOJA PRZYJACIÓŁKA - WYBAWCA!

GRZYBEK I OLODUM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz